Krzysztof Kamil Baczyński i Jacek Karpiński byli żołnierzami Szarych Szeregów oraz żołnierzami Armii Krajowej. W czasie powstania walczyli w tym samym plutonie „Alek”, który wchodził w skład Batalionu „Zośka”. Jeden był genialnym poetą, grafikiem oraz ilustratorem, a drugi po wojnie został geniuszem komputerowym. Obaj kochali Ojczyznę-Polskę, ponad własne życie.

Krzysztof Kamil Baczyński zginął 4 sierpnia 1944 roku na posterunku w pałacu Blanka, śmiertelnie postrzelony przez snajpera.

Bogu podamy w końcu dłonie
spalone skrzydłem antychrysta,
i on zrozumie, że ta młodość
w tej grozie jedna była czysta

Jacek Karpiński został ciężko ranny postrzalem w kręgosłup już drugiego dnia powstania, kiedy przedzierał się z transportem broni z dolnego Mokotowa na plac Zawiszy. Przeżył powstanie. Sparaliżowany, po kapitulacji, został wywieziony do Pruszkowa. Pomogli mu lekarze, wystawiając fałszywą kartę choroby. Stąd trafił do Zakopanego, gdzie uczył się od nowa chodzić. Odzyskał władzę w nogach, ale do końca życia utykał. Z Zakopanego przeniósł się do Radomska. Tu zdał maturę z wyróżnieniem. Później rozpoczął studia, najpierw na Politechnice Łódzkiej, a później przeniósł się na Politechnikę Warszawską.

Jacek Karpiński od początku borykał się z problemami. Jego udział w Powstaniu Warszawskim zamykał mu wielokrotnie drogę do znalezienia pracy i zrobienia kariery. Po wielu próbach w końcu został zatrudniony w fabryce na Żeraniu. Później rozpoczął pracę w Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytecie Warszawskim.

To tu, w Instytucie Fizyki, zaprojektował i stworzył swoje największe dzieło: mikrokomputer K-202. Ten komputer był, jak na ówczesne czasy, rewolucyjny. Jego projekt wyprzedzał amerykańskie rozwiązania w tej dziedzinie o całe epoki.
Dlatego w USA traktowano Jacka Karpińskiego jak króla, oferowano mu pracę w IBM, wielkich ośrodkach naukowo-badawczych czy na najbardziej renomowanych uczelniach. Nawet otrzymał propozycję sfinansowania własnego instytutu w San Francisco. Jednak on chciał pracować dla Polski i przede wszystkim nie chciał zostawić swojej mamy.
Ustrój socjalistyczny, który z zasady eliminował ludzi wybitnych, nie pozwolił mu stworzyć firmy na miarę Apple czy Microsoftu.
Jest prawie regułą, że w społeczeństwie, w którym walczy się o równość, niektórzy ludzie wybaczą ci wszystko, tylko nie to, że coś potrafisz albo coś ci się w życiu udało.

„W 1963 roku zacząłem robić w Instytucje Automatyki perceptron, maszynę samouczącą się, skończyłem ją w 1964 roku. To był mój koniec w Polskiej Akademii Nauk, ponieważ wywołało to tak szaloną zawiść dyrekcji Instytutu Automatyki, że nie mogłem dalej pracować.

W 1973 otrzymałem wymówienie, wyprowadzono mnie pod karabinem, zrobiono rewizję osobistą, czy aby nie wynoszę jakiś dokumentów” – wspominał po latach nasz wielki wynalazca.

Skończyło się tak, że Jacek Karpiński wyprowadził się na wieś, aby zająć się hodowlą, bo czasami; „lepiej mieć do czynienia z prawdziwymi świniami”.
Wojenna przeszłość oraz ponadprzeciętność były największymi przeszkodami w osiągnięciu sukcesu.
Po drugie, uważny obserwator, ma wrażenie, że w społeczeństwie postkomunistycznym ciągle realizowana jest stalinowska doktryna walki na dwóch frontach, która polega na eliminowaniu tych, którzy opóźniają „marsz” – i jeszcze z większą bezwzględnością tych, którzy będąc ponadprzeciętnym, go wyprzedzają.

Dziś naszym obowiązkiem jest pamiętać o tych wielkich Polakach. Jednego z nich zamordowali Niemcy, a drugiego okaleczyli. Co nie udało się Niemcom, to dokończyli po wojnie komuniści, którzy w imię sprawiedliwości ludowej, dopuścili się niemniej okrutnych zbrodni.

Cześć i Chwała Bohaterom!